Przejdź do głównej zawartości

Ten moment kiedy już wiesz co chcesz w życiu robić

Gdy byłam na praktykach w AIP Lublin, chodziłam z prezentacją o Akademickich Inkubatorach Przedsiębiorczości do lubelskich studentów. Docelowo mieli być to studenci potencjalnie zainteresowani przedsiębiorczością, biznesem i innowacjami. Przyszli właściciele firm, dla których właśnie istnieje AIP. Częścią prezentacji, gdzieś na początku, było pytanie w stylu: Kto chce pracować dla kogoś a kto chce prowadzić własną firmę? Miało to pobudzić studentów do refleksji co chcą w życiu robić. Zwykle mało kto odpowiadał na to pytanie, choć wymagało tylko podniesienia ręki jak na głosowaniu. Nawet ludzie z V roku, stojący już u progu życia bez zniżek studenckich, mieli miny jakby nigdy się nad tym nie zastanawiali. Na początku był to dla mnie szok. Ja swoją wizję w jaki sposób chcę pracować mam od dziecka. I wiadomo, że życie mi te plany zweryfikowało, że zmieniły mi się kilka razy moje cele, że niektóre plany to pobożne życzenia, ale ja w danym momencie jestem w stanie na to pytanie odpowiedzieć. W końcu na takie pytanie nie ma złej odpowiedzi i nie wymaga nawet zastanowienia w jakiej branży chcesz pracować. Niestety mało kto był w stanie się określić.

To smutne, że młodzi ludzie w Polsce nie mają planów na życie, albo boją się do nich przyznać. Zupełnie jakby nie mieli marzeń, żyli z dnia na dzień i zastanawiali się tylko jak wymigać się od obowiązków. Brak zainteresowania swoim własnym życiem jest straszny. Nie dziwmy się, że ludzie łapią byle jaką robotę, byle dużo płacili, a potem popadają w depresje, bo praca ich wykańcza. Albo nie mogą znaleźć pracy po studiach, bo nie mają wyobrażenia o tym jak osiągnąć satysfakcjonujące stanowisko. Może gdyby się zastanowili, poszukali możliwości i zaczęli robić to co lubią, co chcą robić i co jest zgodne z nimi, byłoby im łatwiej? Dlaczego nie staramy się realizować własnych marzeń z dzieciństwa? Kiedy mieliśmy po kilka lat wiedzieliśmy kim chcemy zostać, dlaczego nie potrafimy odpowiedzieć na to pytanie w wieku dwudziestu paru lat?

Powiecie no dobra, ale nie każdy może być strażakiem lub baletnicą. To prawda nie każdy. Nie każdy też zostaje jak mawia moja babcia, pracownikiem umysłowym i nie dlatego, że jest za głupi do papierów, tylko dlatego, że praca fizyczna jest dla niego lepsza. Nie każdy musi mieć wykształcenie wyższe, ale dobrze by było, gdyby każdy miał jakiś zawód. A żeby mieć zawód trzeba zastanowić się co nam najlepiej pasuje, z czym czujemy się dobrze, jakie mamy talenty i do czego je można wykorzystać. Zastanówmy się co nam się podobało w wymarzonym zawodzie z dzieciństwa. Dlaczego chciałeś jeździć śmieciarką, albo lecieć w kosmos? Jakie cechy ma baletnica i do czego mogą się one przydać w dorosłym życiu?

Ja od zawsze chciałam być architektem. Uwielbiam rysować domy, z matematyki najbardziej lubiłam geometrię, zawsze lubiłam sztuki plastyczne i mimo moich problemów z koordynacją mam zdolności manualne. Wszystko robię wolniej, człowiek by mi pewnie wyszedł koślawy, ale głównie dlatego, że nie ćwiczę rysunku. Trochę później zrozumiałam dlaczego chciałam taki zawód. Po pierwsze mam artystyczną duszę. Nie potrafię się skupić na wielu rzeczach na raz. Jeśli coś robię to dotąd aż skończę i nie zaczynam niczego innego. To co robię ma być perfekcyjne i się podobać innym, chociaż musi być w tym coś mojego. Powinno to zapadać w pamięć. Choć jestem leniwa to chcę się ciągle uczyć. A przecież architekt musi być na bieżąco ze stylami, materiałami i technologiami. Do tego chcę zarabiać konkretne pieniądze za konkretne rzeczy. Nie lubię "syzyfowych prac", czyli takich, które trzeba powtarzać codziennie jak np. sprzątanie. Nie lubię gdy codziennie dzieje się to samo. Bardzo lubię pracować z ludźmi i dla ludzi, ale czasami potrzebuję się "zamknąć" w pracowni i nikogo nie oglądać przez tydzień. No i wreszcie zawsze chciałam mieć coś swojego, swoje biuro, firmę, albo chociaż wizytówki, które sama zaprojektuje. Być może moje wyobrażenia o pracy architekta nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością, ale nie o to w tym chodzi. Ostatecznie architektką nie zostałam, a naprawdę niewiele brakowało. Byłam już na kursie przygotowującym do egzaminu na architekturę. Nawet nieźle mi szło, choć wymagało to ode mnie sporo pracy i samozaparcia. Gdyby nie moje problemy to może bym nawet się dostała na architekturę i dziś parzyłabym kawę i ostrzyła ołówki w jakiejś pracowni.

Nie udało mi się. Kiedy kończyłam liceum obiecałam sobie, że będę studiowała to co będzie mnie interesować. Wybrałam kilka kierunków i kilka uczelni, przystąpiłam do rekrutacji i chcieli mnie tylko na KULu, na krajoznawstwie. Tak bardzo się cieszę, że tam trafiłam. Podczas studiów rozwinęłam swoje zainteresowania sztuką, historią, ale też architekturą. Szybko okazało się, że lubię mówić, a w turystyce można mówić całymi dniami. Ja też na początku nie do końca wiedziałam jak to się potoczy. Teraz już wiem. Wiem w czym jestem dobra, co mogę poprawić i na czym się skupić. Wiem, bo pracuję z ludźmi i otrzymuje odpowiedź zwrotną na to co robię. A odkąd pracuję jako przewodnik słyszę fantastyczne słowa. Kiedy prowadzę grupę czuję się szczęśliwa, nawet kiedy wszystko idzie nie tak i się stresuję.
I powoli, po trochu odkrywam, że w tym wszystkim wciąż są rzeczy, które zawsze chciałam robić: praca z ludźmi, ciągłe poszerzanie wiedzy, to co robię ma podobać się innym i czemuś służyć, jest zgodne z moimi zainteresowaniami i jak dobrze pójdzie kiedyś będę miała coś swojego. No i moja potrzeba odcięcia się czasami od świata też jest gdzieś w tym wszystkim zawarta...

Pozdrawiam
PB

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O tym dlaczego warto adoptować zwierzaka

Jedno z pierwszych zdjęć w naszym domu Zanim zdradzę Wam co knuję w najbliższym czasie muszę napisać o jednej z najlepszych decyzji jakie podjęłam te kilka miesięcy temu. Zawsze bałam się odpowiedzialności jaką niesie posiadanie zwierzaka, który przecież zostanie z nami nawet kilkanaście lat i będzie od nas całkowicie zależne. Miałam przed oczami te sytuacje kiedy zwierzę jest chore a mnie nie stać na leczenie, albo kiedy umiera a mnie łamie się serce. Najgorsze jednak byłoby gdybym musiała zwierzaka oddać, bo np. nie mogłabym zabrać go ze sobą tam gdzie się przeprowadzę. Ten fatalizm spowodowany był głównie tym, że nigdy nie było w moim domu psa ani kota, a chomik, o którego wybłagałam rodziców żył tylko rok i bardzo przeżyłam jego śmierć. To wydaje mi się teraz śmieszne. Przecież tyle osób ma zwierzęta. Ja się bałam, że zawiodę to małe stworzenie i nigdy sobie tego nie wybaczę. Bardzo często robię za kocią leżankę Całkiem niespodziewanie pozbyłam się tych wątpliwości dzięk

Maszyna do szycia potrzebna od zaraz!

Ostatnio szukałam narzuty na wersalkę. Na razie w celu jej przykrycia używam starego koca, ale jest on już bardzo zniszczony i czasami trzeba go zdjąć, żeby go uprać lub po prostu zmienić trochę wygląd pomieszczenia. Założyłam sobie budżet i przeszłam po sklepach z odpowiednim asortymentem. Niestety moje oczekiwania okazały się zbyt wygórowane. Nic mi się nie podobało! Pomijam już fakt, że mój budżet był wystarczający, żeby kupić coś w Pepco, ale już za niski, by zajrzeć do Home&you. Nawet w tych lepszych sklepach nie było niczego godnego uwagi i ceny widniejącej na metce. Miałam jeszcze możliwość przeszukania ciuchlandów, ale raz, że nigdy nie umiałam wyszukiwać niczego wartościowego w takich sklepach, a dwa nie bardzo podobała mi się perpektywa kupienia czegoś starego i śmierdzącego środkami, którymi spryskują rzeczy. To nie tak, że mam coś przeciwko używanym rzeczom. Wręcz przeciwnie. Wiekszość moich ubrań noszę po kimś i są to zazwyczaj moje najlepsze ciuchy, na które normalnie

Łączna liczba wyświetleń