Wcale nie czuję się lepiej, ale czas uporać się z tym podsumowaniem. Obiecałam drugą cześć i proszę bardzo, oto ona. Pierwszą zakończyłam na naszym ślubie. To był koniec września więc został mi jeszcze cały kwartał do podsumowania. Żeby Wam się lepiej czytało, wrzucam jeszcze jedno zdjęcie ślubne... albo 3;)
Po ślubie wróciłam do rzeczywistości już w październiku kiedy dowiedziałam się, że od listopada koniec mojej biurowej przygody i muszę szukać pracy. No cóż... to było do przewidzenia. Zaczęłam więc szukać pracy, ale jakoś tak bez przekonania. Aktualizacja CV niewiele dawała. Słałam gdzie się dało i szczerze mówiąc nic z tego nie wyszło. Tylko kilka firm w ogóle odpisało cokolwiek na moje aplikacje. Jedna nawet zaprosiła mnie do pierwszego etapu rekrutacji. Nie dane mi jednak pracować w Ikea ani w sklepie z zegarkami, inne biura podróży też mnie nie chciały na zimę. No cóż chyba za słabo szukałam. Całą winę ponoszę ja. Tak szukałam tej roboty, żeby jej nie znaleźć, teraz jestem tego pewna. Listopad trochę przebimbałam. Już zbierałam się w sobie, by po raz pierwszy w życiu zawitać w progi Miejskiego Urzędu Pracy, kiedy wkroczył Oskar z propozycją: „Choć na szkolenie, co Ci szkodzi?”. To poszłam i tak zaczęłam swoją przygodę z ubezpieczeniami na życie.
Cały grudzień minął mi na szkoleniach, warsztatach, egzaminach, szkoleniach, formalnościach, zakładaniu firmy, poznawaniu nowych ludzi. Oj poznałam kilka naprawdę ciekawych i inspirujących postaci. Ludzi, którzy już raz stracili wszystko i dzięki temu zyskali jeszcze więcej. Takich, którzy dopiero zaczynają i już osiągnęli sukces. Albo takich, którzy już 20 lat są w branży i wciąż się uczą, ale nie przeszkadza im to, by robić niezłą kasę. Wszyscy są niesamowicie sympatyczni i pomocni. Od początku wyczuwam dobrą atmosferę, pełną wsparcia, ale też motywującego współzawodnictwa. Ewenement! Pomimo iż struktura jest zorganizowana tak, by inaczej jak przy współzawodnictwie nie działała, to podobno normą w niektórych oddziałach jest rywalizacja i wyścig szczurów. Mam szczęście, że jestem akurat w Lublinie. Teraz już mogę pracować na własny sukces. Mam nadzieję, że jak tylko wyzdrowieję będę miała mnóstwo energii i pomysłów. A także klientów, bo bez nich to nie będzie miało sensu.
Turystyki nie porzucam, wręcz przeciwnie. Moja działalność nie wyklucza tego co kocham najbardziej, czyli oprowadzania ludzi po ciekawych miejscach. W tym roku jeszcze skupię się na moim rozwoju w ubezpieczeniach i na poszerzaniu wiedzy przewodnickiej, bym za rok miała już „komplet narzędzi” do stworzenia oryginalnej oferty przewodnickiej. Muszę trochę zarobić, nauczyć się pracy w nowej branży. Taki mam cel na ten rok. Nie umiem robić 2 rzeczy na raz. Próbuję od początku roku i właśnie straciłam pierwszy tydzień. Za rok napiszę co z tego wyszło.
No to czas na podsumowanie blogowania. Tu się trochę zawiodłam. Postanowiłam założyć stronę na Facebooku, by wyjść poza strefę znajomych i oddzielić blogowanie od prywatnego konta. Facebook jednak robi wszystko, by zmusić mnie do płacenia. Ucinane zasięgi to też wynik braku reakcji moich czytelników, więc pewnie część winy leży po mojej stronie, bo nie piszę angażujących postów. Nie błagam o komentarze i lajki pod każdym postem. Nie robię konkursów, z którymi teraz zaczyna walczyć Facebook, ani głosowania reakcjami. Może powinnam? Przemyślę to. Najważniejsze jednak, że piszę, i że dociera to do około 200 osób wg wyświetleń na bloggerze, na Facebooku niektóre posty czasami docierają do 500 osób. Nie tak najgorzej. Jeszcze tylko przydałoby się więcej zaangażowania społeczności. Mój Instagram przeżywa jednak istny rozkwit odkąd połączyłam go z blogiem. Normalnie szok. Wciąż mam więcej obserwowanych niż obserwujących, ale zaczynają mnie obserwować ludzie całkiem mi obcy. Twitter podobnie, choć tam od początku wśród moich obserwujących prawie nie było znajomych, więc całkiem spoko. Będę pisać, będę wrzucać zdjęcia, będę zmieniać bloga, aż coś się ruszy. Jak macie pomysły co mogę poprawić to czekam na wskazówki, w komentarzach. ;)
Następny post ukaże się szybko, bo mam go prawie gotowego od tygodnia. Tymczasem jutro poniedziałek, który chyba jeszcze spędzę w łóżku, ale od wtorku biorę się ostro do roboty. Koniec wymówek!
Paulina
Komentarze
Prześlij komentarz