To już druga (hmm... a może trzecia?) zima, która jest dla mnie trudnym czasem. Dopada mnie wtedy sezonowość pracy w turystyce. Nie mam jeszcze pomysłu, który pozwoli mi o sezonowości w turystyce zapomnieć. Wierzę jednak, że za rok znajdę pomysł na ofertę zimową dla turystów w Lublinie, którym niestraszne deszcze, mrozy i noc o 16.00. Na razie sama mam ochotę zimę przespać, bo codziennie łapię się na tym, że nie do końca wiem co robić.
Od miesiąca przechodzę intensywne szkolenie na pośrednika firmy ubezpieczeniowej. Wciąż muszę popracować nad kilkoma blokadami, ale myślę że coś z tego będzie. To na razie jest taki mój plan na zimę. Od 1 stycznia rusza moja firma, która miała ruszyć już 15 grudnia, ale z wielu względów musiałam przełożyć datę rozpoczęcia działalności. Czy to dobrze? Okaże się. Na razie uczę się wszystkiego od podstaw. Nie mam pojęcia o wielu kwestiach związanych z prowadzeniem działalności, ale mam kogo zapytać. I chyba będę musiała szybciej niż myślałam, bo im więcej wiem tym mniej ogarniam. Stąd moje wątpliwości. Czy ogarnę? Co będzie jak o czymś zapomnę? Czy zdążę coś zarobić, żeby wyjść na czysto? Kiedy w końcu uda mi się całkowicie usamodzielnić finansowo? Ile jeszcze będę musiała zainwestować?
Mam jakąś blokadę. Nie potrafię ruszyć z kopyta, tylko tak macam drogę przede mną. Powinnam już dawno mieć plan marketingowy mojej działalności. Skupiłam się na ubezpieczeniach, a część turystyczna leży odłogiem, zamiast już zapełniać sobie kalendarz terminami na 2018. Szkolenia, egzaminy w ubezpieczeniach zajmują mi sporo czasu, ale nie ma tak, że nie mam czasu choćby wysłać maili, czy ogłosić światu na Facebooku choćby, że "hello! Tu jestem! Od stycznia mogę wystawiać faktury. Bierzta mnie!". No nie zrobiłam tego, choć już teraz trwa walka o zlecenia na grupach przewodnickich i pilockich. Jak tylko uporam się z jednym egzaminem siadam do planowania strategii marketingowej mojego przewodnickiego ja. Poodkurzam kilka miejsc w Internecie. Zrobię sobie przewodnickie wizytówki. Odwiedzę kilka miejsc i się przypomnę. Nie mam innego wyjścia. Koniec wymówek. ZUS się sam nie zapłaci. Kalendarz na 2018 sam się nie zapełni.
Okazuje się, że nie znam swoich znajomych. To znaczy znam, ale to tak powierzchowne relacje, że może o kilku osobach wiem coś więcej niż to skąd się znamy. To nie dobrze. Wiele osób mnie nie pamięta. Część nie chce pamiętać, albo mnie nie poznaje. To akurat normalne. Moment, kiedy uświadamiam sobie, że z kimś nie widziałam się ponad rok jest jeszcze do zaakceptowania. Gorzej jak okazuje się, że minęło już 3 lata i nie mamy już nic wspólnego ze sobą. Być może tylko tak mi się wydaje. Możliwe, że komuś te trzy lata nie robią różnicy. A ja tylko boję się do niego odezwać. W niektórych kwestiach ciężko mi się przełamać. Znów staje się szarą myszką ze szkolnego korytarza i nie dołączyłam do rozmowy bez wyraźnego zaproszenia. Rzadko kiedy odzywam się pierwsza a to wcale nie jest dobre kiedy chce się prowadzić własną działalność. Trzeba wtedy wyskakiwać ludziom z lodówki żeby o tobie nie zapomnieli. Czasami warto pokazać im co się ma do zaoferowania mimo, że nie pokazują zainteresowania. Nigdy nie wiadomo komu mogą przydać się twoje usługi. Jeśli nie powiesz, że je masz to skąd mają wiedzieć, że mogą się do ciebie zwrócić. To muszę zmienić swoim myśleniu i działaniu. Nie będzie łatwo tak od razu, ale trudniej będzie zrobić coś bez tego. Dlatego strzeszcie się nadchodzę. Może przy okazji odnowię kilka wartościowych znajomości.
Ostatnio bardzo często boję się różnych rzeczy. Boję się, że zawiodę. Boję się, że wpędzę nas w kłopoty. Co gorsza boję się sukcesu. Znacie to? Niektórzy na pewno. To poczucie, że jak mi się uda to wszystko się zmieni i my też się zmienimy niekoniecznie na lepsze. To, że nasi najbliżsi mogą tego nie zrozumieć. To wszystko jest takie irracjonalne. Przecież oni też kiedyś osiągali sukcesy. I porażki były dla nich codziennością. Tym bardziej jednak boję się oceny. Ich doświadczenie życiowe mówi różne rzeczy, niekoniecznie optymistyczne dla mnie. To, że zmieniły się warunki nic nie znaczy. Oni i tak powiedzą swoje. Cały czas boję się, że ktoś mnie wyśmieje, albo nie da mi szansy tylko spisze mnie na straty. Cokolwiek zrobię, z tyłu głowy mam to, że ktoś mnie oceni. Nie myślę o tym, że ta ocena może być pozytywna. Raczej skupiam się na możliwej krytyce. Zwykle dobrze przyjmuje krytykę jeśli jest konstruktywna. Lubię wiedzieć co muszę poprawić. Czasami jednak strach przed oceną mnie paraliżuje. To wszystko sprawia, że się ograniczam. Zasłaniam się przed atakami, które wcale nie nadchodzą, lub nie są tak poważne, by się nimi przejmować. Nie pamiętam o tym, jak wiele osób mnie wspiera.
Już niedługo koniec roku. Zrobię wtedy podsumowanie i okaże się, jak zwykle zresztą, że to był całkiem dobry rok. Mam nadzieję, że zamknę wtedy kilka rozdziałów, które mnie hamują. Te sprawy tak naprawdę istnieją tylko w mojej głowie. Możliwe, że już teraz mogłabym o nich zapomnieć, ale w pewnych kwestiach działam jak żółw. Ewentualnie jak lokomotywa, która rozpędza się bardzo powoli, i którą ciężko ruszyć z miejsca. Możliwe, że potrzebuje "maszynisty". Mam takiego jednego kandydata na to stanowisko. Tylko on też musi uwierzyć w siebie, bo na razie ma wątpliwości, czy czasem mi nie stoi na drodze. Musi wiedzieć, że bez niego to ja nie ruszę.
Paulina
Ostatnio bardzo często boję się różnych rzeczy. Boję się, że zawiodę. Boję się, że wpędzę nas w kłopoty. Co gorsza boję się sukcesu. Znacie to? Niektórzy na pewno. To poczucie, że jak mi się uda to wszystko się zmieni i my też się zmienimy niekoniecznie na lepsze. To, że nasi najbliżsi mogą tego nie zrozumieć. To wszystko jest takie irracjonalne. Przecież oni też kiedyś osiągali sukcesy. I porażki były dla nich codziennością. Tym bardziej jednak boję się oceny. Ich doświadczenie życiowe mówi różne rzeczy, niekoniecznie optymistyczne dla mnie. To, że zmieniły się warunki nic nie znaczy. Oni i tak powiedzą swoje. Cały czas boję się, że ktoś mnie wyśmieje, albo nie da mi szansy tylko spisze mnie na straty. Cokolwiek zrobię, z tyłu głowy mam to, że ktoś mnie oceni. Nie myślę o tym, że ta ocena może być pozytywna. Raczej skupiam się na możliwej krytyce. Zwykle dobrze przyjmuje krytykę jeśli jest konstruktywna. Lubię wiedzieć co muszę poprawić. Czasami jednak strach przed oceną mnie paraliżuje. To wszystko sprawia, że się ograniczam. Zasłaniam się przed atakami, które wcale nie nadchodzą, lub nie są tak poważne, by się nimi przejmować. Nie pamiętam o tym, jak wiele osób mnie wspiera.
Już niedługo koniec roku. Zrobię wtedy podsumowanie i okaże się, jak zwykle zresztą, że to był całkiem dobry rok. Mam nadzieję, że zamknę wtedy kilka rozdziałów, które mnie hamują. Te sprawy tak naprawdę istnieją tylko w mojej głowie. Możliwe, że już teraz mogłabym o nich zapomnieć, ale w pewnych kwestiach działam jak żółw. Ewentualnie jak lokomotywa, która rozpędza się bardzo powoli, i którą ciężko ruszyć z miejsca. Możliwe, że potrzebuje "maszynisty". Mam takiego jednego kandydata na to stanowisko. Tylko on też musi uwierzyć w siebie, bo na razie ma wątpliwości, czy czasem mi nie stoi na drodze. Musi wiedzieć, że bez niego to ja nie ruszę.
Paulina
Komentarze
Prześlij komentarz