Przejdź do głównej zawartości

Nowy rok, nowa ja? Jesteś tego pewna?

Przychodzi taki czas w roku, bardzo magiczny czas, kiedy wszyscy stają się lepszą wersją siebie, zmieniają swoje życie natychmiast, podejmują się wyzwań, które wymagają niezwykłej motywacji. Zaczynają oszczędzać pieniądze, jeść zdrowo, ćwiczyć na siłowni, czytać książki, uczyć się języków obcych, przechodzą metamorfozę wizerunkową itp. Trwa to tak mniej więcej od 1 do 20 stycznia...

Osobiście bardzo podziwiam, szczególnie tych, którzy nie zakończyli robienia noworocznych postanowień na ich spisaniu, bo jeśli faktycznie chociaż spróbowali przez kilka tygodni coś zrealizować, kupili ten karnet na siłkę i poszli dwa razy, czy wypożyczyli książkę to i tak zrobili więcej niż niektórzy przez całe życie. Pytanie jednak, czy ma sens robienie postanowień na Nowy Rok i wcielanie ich w życie od razu, wszystkie na raz? Do tego mam wątpliwości, czy wypisanie celu, bez wyznaczenia sobie do niego drogi i wyobrażenia co się stanie jak go osiągnę, ma w ogóle sens. Większość z nas to „nowe życie” w Nowym Roku zakończy przy pierwszej okazji i wróci do starych nawyków. No, ale przecież „obowiązek” postanowień noworocznych spełniony, znów można być starym sobą z tymi samymi wymówkami co rok temu i z tym samym poczuciem, że się przynajmniej spróbowało. 

Ja wiem, że są ludzie, którym się udaje. I tacy, którzy potrafią rozpisywać całe plany działania, z celami, założeniami, analizą SWOT, harmonogramem postępów, a i tak nie wytrwają i nic im z tego postanowienia nie wyjdzie. Nie ma reguły, każdy jest inny, ma inną siłę woli, inne motywy do działania. Do tego dochodzą czynniki niezależne od nas, których nie da się przewidzieć. Trudno np. codziennie robić przysiady ze złamaną nogą, czy czytać jedną książkę tygodniowo, kiedy nagle zwali się na nas jakiś natłok obowiązków. Trzeba być niezwykle zdeterminowanym, by wytrwać w takich postanowieniach. A potem przychodzi koniec roku i robimy podsumowanie...
Dobre jedzenie moim motywatorem
Zamykamy rok jak kiepscy księgowi. Rozliczamy się z sukcesów i porażek. Nie analizujemy przyczyn ani skutków. Piszemy „to był dobry/zły rok” wystawiając ocenę nie sobie w 2017, tylko dwa tysiące siedemnastemu. Patrzymy z nadzieją na 2018 co też przyniesie? Jakby nic od nas nie zależało, a zmiana daty zerowała wszystko. Zaczynamy od nowa. Z nowymi postanowieniami, albo ze starymi, ale po obniżeniu wymagań. A jakby tak pomyśleć najpierw, dlaczego nie zrealizowałem czegoś w danym roku? Co nie zadziałało? Gdyby tak zaplanować inny niż dotychczas plan osiągnięcia celu? Spróbować ugryźć to z innej strony? No i w ogóle czy jest mi to potrzebne do czegoś? Co sprawi, że w chwilach zwątpienia przypomnisz sobie po co to robisz? Gdzieś wyczytałam, że jeśli do jednego celu/postanowienia nie jesteś w stanie wypisać pięciu motywatorów szkoda Twojego wysiłku. Czym są motywatory? Według mnie to powody, dla których w ogóle chcemy coś robić. Na przykład "będę ćwiczyć 3 razy w tygodniu" i teraz pytanie po co? Więc wypisuje sobie 5 powodów: żeby być zdrowa, żeby mieć lepszą sylwetkę, żeby mieć lepszą kondycję na wyprawę w góry, żeby zmieścić się w tą fajną kieckę, żeby móc dobrze zjeść ;) Jak potem zwątpię to popatrzę sobie na te powody i mnie zmotywują. Najbardziej do mnie przemawia ten o jedzeniu. 

To oczywiście nie jest moje prawdziwe postanowienie noworoczne. Ja w tym roku nie robię postanowień tylko dlatego, że Nowy Rok i tak trzeba. Kontynuuję realizację celów, które wymagają czasu i które zaniedbałam ostatnio. Postanowiłam o tym gdzieś w listopadzie, kiedy moja sytuacja się zmieniła. Działam na bieżąco. Nie zrobiłam takiego podsumowania roku jakie bym chciała. Nie bardzo mam ochotę na taką analizę. Wiele życiowych projektów udało mi się zamknąć. Nie muszę ich analizować, bo ich analiza nie jest mi potrzebna. Zresztą widzieliście już moje podsumowanie w poprzednich dwóch postach. Niewiele z nich wynika. Nie mam planu na najbliższy czas. Jestem zmęczona planowaniem, wyznaczaniem celów, analizowaniem, szukaniem motywacji. Nie mam na to siły w tym roku. Może za jakiś czas sobie to wszystko ogarnę. Na razie daję sobie czas na zmęczenie się chaosem, który zapanował w moim życiu. Muszą mi się wyklarować nowe cele, bo te co mam są zbyt ogólne i mało konkretne. 
Ostatnio widziałam może dwa prawdziwe podsumowania roku. Krótkie, zwięzłe, z analizą przyczyn i skutków, oraz z wnioskami co zrobić, by to co było dobre utrzymać, a to co słabe zmienić, same konkrety. Jeśli robić jakiekolwiek podsumowania, to tak, żeby coś z tego wynikało. A jak wyglądają Wasze postanowienia i podsumowania roku 2017? ;)

Paulina


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O tym dlaczego warto adoptować zwierzaka

Jedno z pierwszych zdjęć w naszym domu Zanim zdradzę Wam co knuję w najbliższym czasie muszę napisać o jednej z najlepszych decyzji jakie podjęłam te kilka miesięcy temu. Zawsze bałam się odpowiedzialności jaką niesie posiadanie zwierzaka, który przecież zostanie z nami nawet kilkanaście lat i będzie od nas całkowicie zależne. Miałam przed oczami te sytuacje kiedy zwierzę jest chore a mnie nie stać na leczenie, albo kiedy umiera a mnie łamie się serce. Najgorsze jednak byłoby gdybym musiała zwierzaka oddać, bo np. nie mogłabym zabrać go ze sobą tam gdzie się przeprowadzę. Ten fatalizm spowodowany był głównie tym, że nigdy nie było w moim domu psa ani kota, a chomik, o którego wybłagałam rodziców żył tylko rok i bardzo przeżyłam jego śmierć. To wydaje mi się teraz śmieszne. Przecież tyle osób ma zwierzęta. Ja się bałam, że zawiodę to małe stworzenie i nigdy sobie tego nie wybaczę. Bardzo często robię za kocią leżankę Całkiem niespodziewanie pozbyłam się tych wątpliwości dzięk

Maszyna do szycia potrzebna od zaraz!

Ostatnio szukałam narzuty na wersalkę. Na razie w celu jej przykrycia używam starego koca, ale jest on już bardzo zniszczony i czasami trzeba go zdjąć, żeby go uprać lub po prostu zmienić trochę wygląd pomieszczenia. Założyłam sobie budżet i przeszłam po sklepach z odpowiednim asortymentem. Niestety moje oczekiwania okazały się zbyt wygórowane. Nic mi się nie podobało! Pomijam już fakt, że mój budżet był wystarczający, żeby kupić coś w Pepco, ale już za niski, by zajrzeć do Home&you. Nawet w tych lepszych sklepach nie było niczego godnego uwagi i ceny widniejącej na metce. Miałam jeszcze możliwość przeszukania ciuchlandów, ale raz, że nigdy nie umiałam wyszukiwać niczego wartościowego w takich sklepach, a dwa nie bardzo podobała mi się perpektywa kupienia czegoś starego i śmierdzącego środkami, którymi spryskują rzeczy. To nie tak, że mam coś przeciwko używanym rzeczom. Wręcz przeciwnie. Wiekszość moich ubrań noszę po kimś i są to zazwyczaj moje najlepsze ciuchy, na które normalnie

Ten moment kiedy już wiesz co chcesz w życiu robić

Gdy byłam na praktykach w AIP Lublin, chodziłam z prezentacją o Akademickich Inkubatorach Przedsiębiorczości do lubelskich studentów. Docelowo mieli być to studenci potencjalnie zainteresowani przedsiębiorczością, biznesem i innowacjami. Przyszli właściciele firm, dla których właśnie istnieje AIP. Częścią prezentacji, gdzieś na początku, było pytanie w stylu: Kto chce pracować dla kogoś a kto chce prowadzić własną firmę? Miało to pobudzić studentów do refleksji co chcą w życiu robić. Zwykle mało kto odpowiadał na to pytanie, choć wymagało tylko podniesienia ręki jak na głosowaniu. Nawet ludzie z V roku, stojący już u progu życia bez zniżek studenckich, mieli miny jakby nigdy się nad tym nie zastanawiali. Na początku był to dla mnie szok. Ja swoją wizję w jaki sposób chcę pracować mam od dziecka. I wiadomo, że życie mi te plany zweryfikowało, że zmieniły mi się kilka razy moje cele, że niektóre plany to pobożne życzenia, ale ja w danym momencie jestem w stanie na to pytanie odpowiedzieć

Łączna liczba wyświetleń