Ostatnio szukałam narzuty na wersalkę. Na razie w celu jej przykrycia używam starego koca, ale jest on już bardzo zniszczony i czasami trzeba go zdjąć, żeby go uprać lub po prostu zmienić trochę wygląd pomieszczenia. Założyłam sobie budżet i przeszłam po sklepach z odpowiednim asortymentem. Niestety moje oczekiwania okazały się zbyt wygórowane. Nic mi się nie podobało! Pomijam już fakt, że mój budżet był wystarczający, żeby kupić coś w Pepco, ale już za niski, by zajrzeć do Home&you. Nawet w tych lepszych sklepach nie było niczego godnego uwagi i ceny widniejącej na metce. Miałam jeszcze możliwość przeszukania ciuchlandów, ale raz, że nigdy nie umiałam wyszukiwać niczego wartościowego w takich sklepach, a dwa nie bardzo podobała mi się perpektywa kupienia czegoś starego i śmierdzącego środkami, którymi spryskują rzeczy. To nie tak, że mam coś przeciwko używanym rzeczom. Wręcz przeciwnie. Wiekszość moich ubrań noszę po kimś i są to zazwyczaj moje najlepsze ciuchy, na które normalnie nie byłoby mnie stać. Tym razem jednak wolałam mieć coś nowego.
Postanowiłam sama uszyć narzutę. Pozostało mi tylko kupić kawałek materiału i działać. Ceny materiałów wcale nie są niskie i w dodatku trzeba bardzo uważać przy wyborze tkaniny. Zwłaszcza, gdy zależy nam na naturalnych materiałach. Podobno nawet "bawełna 100%" nie jest wolna od sztucznych domieszek. W kwestii narzuty nie potrzebowałam jednak niczego lepszego niż poliester. Moje poszukiwania zaczęło od razu od outletu tkanin. W Lublinie mamy taki sklep na Rusałce. Można tam pojechać i zobaczyć materiały osobiście, jest też możliwość skorzystania z maszyny do szycia "na godziny". Lepiej jednak złożyć zamówienie przez Internet. Wybór jest spory a ceny bardzo atrakcyjne. Jedyne co nas ogranicza to ilość dostępnego materiału. To outlet więc są w nim resztki materiałów wystarczajace na uszycie jednej rzeczy. Kupiłam 2 mb limonkowej tkaniny minki (szerokość 160 cm) i 7,5 m białej oblamówki. Chciałam inny kolor, ale nie mieli aż tylu metrów. Zapłaciłam, odebrałam osobiście i...
I niestety musiałam zawieźć do Babci. Ach, gdybym miała własną maszynę do szycia... Babcia nie pozwala nikomu dotknąć się do jej maszyny. Muszę więc czekać aż ona mi obszyje tą narzutę. Niby prosta rzecz, ale Babcia ma już troszeczkę trudności i szybko się męczy. Jedno co mnie pociesza to to, że sprawia jej to radość. A ja? Ja teraz zbieram pieniądze na swoją maszynę, bo wiem na pewno, że jeszcze nie raz coś będę chciała uszyć. Może znajdę gdzieś takiego Łucznika?
Paulina
Najlepsze maszyny! :)
OdpowiedzUsuń