Przejdź do głównej zawartości

Wracam na bloga

Dawno tu nie zaglądałam. Miałam wielkie plany o których pisałam w poprzednich postach i w zasadzie nawet nie zaczęłam ich realizować. Nie będę się tłumaczyć dlaczego nie pisałam przez tyle miesięcy. Powiem tylko, że tak jak już wspomniałam nie potrafię skupić się na wielu rzeczach na raz, a w ostatnim czasie miałam na głowie własny ślub i wesele a praca w biurze podróży (którą podjęłam na 8 miesięcy) sprawiała, że nawet w weekendy ciężko mi było coś z siebie wykrzesać. Moja kreatywność zostawała za drzwiami biura, czasami jej resztki realizowały się w organizacji wesela. Porzuciłam nie tylko pisanie bloga, ale też nie bardzo miałam czas na bycie przewodnikiem, uczestniczeniu w życiu miasta, czy na poszerzanie mojej wiedzy. Czy zatem ten czas był stracony? 

Od lutego skupiłam się na rzeczach "rozsądnych" m.in. na pracy, która dawała mi stały dochód i prawo do urlopu, L4 itp. Tym razem miałam wolne dwa dni w tygodniu, dzięki temu nie wykończyłam się po dwóch miesiącach jak poprzednio. W maju miałam trochę wycieczek jako pilot i to mnie motywowało. Mogłam przypomnieć sobie Pieniny, czy wrócić do Wieliczki. W końcu zobaczyłam Poznań, Gniezno i Biskupin. Trochę odchorowałam potem cały tydzień w trasie, ale nie narzekam. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałam tak regularny tryb życia jak ostatnio. Chyba w podstawówce. Musiałam 5 dni w tygodniu stawiać się o 9.00 rano w tym samym miejscu. Wstawałam o tej samej porze, jadłam o tej samej godzinie, wypracowałam już swój rytm w pracy i poza nią. Naprawdę ciekawe doświadczenie, zważywszy, że od 4 klasy podstawówki codziennie wstawałam inaczej i miałam zajęcia o różnych porach. Wychodząc z pracy o 17.00 byłam jednak zbyt zmęczona, by zrobić coś poza jedzeniem, ogarnięciem mieszkania i spaniem. Często siedziałam w domu sama, bo mój narzeczony (już mąż) zwykle pracuje na drugie zmiany a to oznaczało samotne wieczory. Na szczęście nie miałam za dużo czasu na głupie myśli, bo stresowałam się wtedy głównie przygotowaniami do ślubu.

Podeszłam do tego bardzo poważnie, choć nie miałam ciśnienia na zrobienie imprezy jakiej świat nie widział. Zrezygnowałam z drogich zaproszeń, dodatkowych atrakcji weselnych, wyszukanych dekoracji i kamerzysty z dronem. Wiele rzeczy zrobiłam sama, lub z pomocą najbliższych. Chciałam, żeby to było spotkanie rodzinne, bez spiny i kredytu. I takie było. Na szczęście skromne wesele wszystkim się podobało i teraz mogę powiedzieć, że opłacało się tyle napracować. Od 23 września jestem więc żoną. Przy okazji dołączyłam do kilku grup ślubnych na Facebooku i nawiązałam kilka internetowych znajomości, które przetrwały już naprawdę dużo. Codziennie piszemy do siebie na facebookowym czacie i choć już większość z nas ma swoje wesela za sobą to tematów nam tylko przybywa. Mam nadzieję kiedyś spotkam je wszystkie na żywo. 

Moja kotka Marlenka
Między innymi dzięki dziewczynom z czatu odważyłam się przygarnąć kota. Zawsze chciałam mieć zwierzątko, ale kiedy byłam mała tylko raz miałam chomika. Biedne zwierze pożyło tylko rok i bardzo przeżyłam jego śmierć. W domu nie było miejsca na psa czy kota. Bałam się wziąć odpowiedzialność za zwierzaka, który przecież  jest ode mnie w 100% zależny i który będzie ze mną kilkanaście lat. Czytając jednak o psach, kotach i innych zwierzakach moich koleżanek z czatu pomyślałam czemu nie. Mój jeszcze wtedy narzeczony znalazł na OLXie ogłoszenia o kotkach do adopcji. Nam trafiła się Marlenka. Nie była już kociakiem, tylko młodą kotką, która swoje przeżyła. Mimo to zaufałam nam bardzo szybko i stała się częścią naszej powstającej rodziny. Dziś siedzi obok mnie i próbuje mnie rozpraszać. No zobaczcie, czyż nie jest piękna?
O Marlence jeszcze napiszę, bo nauczyłam mnie naprawdę wiele. Nie wyobrażam sobie już bez niej życia. Dzięki niej już nie jestem sama wieczorami, kiedy mąż jest w pracy.

Co dalej? Znów nie mam pracy i mam czas na bloga. Postanowiłam do niego wrócić i zrobić tu coś więcej. Założyłam stronę na Facebooku, może będę też robić różne rzeczy na Instagramie. Uruchomię mój aparat. Mam nadzieję, że znajdę tym razem coś co pozwoli mi na rozwój moich pasji i pisanie, pisanie, pisanie... 

Paulina

Komentarze

  1. Co sie stało z pracą? Zrezygnowałaś czy kontrakt Ci sie skończył?

    OdpowiedzUsuń
  2. Umowa się skończyła, a koleżanka za którą pracowałam zdecydowała jednak wrócić po urlopie macierzyńskim. Jak teraz o tym myślę to nawet i lepiej dla mnie. Mogę ruszyć dalej. ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nigdy nie pracuję "za darmo"

W tym wpisie dowiecie się czym jest dla mnie wolontariat, jak nie dać się wykorzystać, w jakich formach wolontariatu brałam udział i dlaczego uważam, że wolontariat bywa lepszy od praktyk zawodowych. Wolontariat wielu osobom kojarzy się po prostu z pracą za darmo. Jeszcze innym z jakimś poświęceniem, lub pomocą potrzebującym. Ja uważam, że jest to wspaniała okazja do zdobycia doświadczenia, zrobienia czegoś dobrego lub wzięcia udziału w organizacji sporego wydarzenia. Ja miałam do czynienia z różnymi jego formami i zdarzało mi się pracować za darmo i możecie mi wierzyć, kiedy jestem wolontariuszem to nigdy nie pracuję za darmo. Nie dlatego, że oczekuję wynagrodzenia, po prostu zwykle moje zaangażowanie mi się opłaca. Brzmi to dziwnie? Możliwe, w końcu wolontariusz powinien być bezinteresowny. Wiem jednak, że wolontariat to coś więcej niż bezinteresowna pomoc, czy praca za darmo. I nie ma w tym nic złego, że mamy wobec niego oczekiwania. W końcu żeby być wolontariuszem trzeba sp...

Za dużo muszę, za mało chcę

Ostatnio miałam za dużo wolnego i nie mogę się teraz pozbierać. Nie wykorzystałam tego czasu w produktywny sposób. Dużo spałam i niewiele robiłam. Teraz gdy przyszedł poniedziałek prawie wpadłam w panikę, bo sobie przypomniałam ile rzeczy sobie nie rozplanowałam w czasie i teraz mi się skumulowało. To nie tak, że niczego przez ten czas nie robiłam. Zmusiłam się na przykład do napisania artykułu o zarządzaniu sobą w czasie (co za ironia). Po dwóch dniach wymęczyłam prawie 1200 słów i wysłałam do redakcji. Czekam teraz na poprawki. Jak się ukaże to się pochwalę. Zaczęłam też szyć pierwszą część stroju historycznego, w którym może będę oprowadzać na wiosnę turystów. Nie będzie to jakaś idealna rekonstrukcja, ale niech przyn...

Wychodzę z szuflady!

Choć na to nie wyglądam (zwłaszcza teraz, po tych wszystkich kursach harcerskich i z zakresu turystyki, gdzie uczyli mnie bycia liderką i inicjatorką wszelkich aktywności) zawsze nią byłam: szarą myszką nie wychylającą się z kąta, siedzącą cicho i nie narzucającą się. Zawsze byłam nieśmiała, skryta i miałam trudności w nawiązywaniu i utrzymywaniu relacji. Nie potrafiłam się przełamać w wielu kwestiach, choćby w kwestii tego bloga, który ma już kilka lat i prawie nikt o nim nie wie. Moje obawy są irracjonalne, ale je mam nawet teraz, kiedy postanowiłam przestać się kryć z pisaniem i pokazać przyjaciołom ten mój skrawek Internetu... Dlaczego pisałam w tajemnicy nawet przed najbliższymi? Sama nie wiem... Chyba taki mój urok, że chcę wszystko dopracować do perfekcji zanim komuś pokażę, a przecież ten blog nie jest idealny. I nigdy nie będzie. Są na nim posty pełne błędów, zbyt dziecinne, albo nawet głupie. Mam specyficzny gust w kwestii kolorów, tła i czcionki, o czym się przekonałam nie...

Łączna liczba wyświetleń